8 września 2013

Ciasto ucierane z owocami

W moim rodzinnym domu ciasto ucierano gościło bardzo często. Niesamowicie łatwe i szybkie  w wykonaniu, a w dodatku bardzo smaczne, wielokrotnie było serwowane przez moją Rodzicielkę. Sentyment do tego ciacha oczywiście we mnie pozostał. Najbardziej lubię wersję z rabarbarem, ale oczywiście zjem równie chętnie z każdym innym owocem, śliwką, jabłkiem, brzoskwinią, truskawką, maliną, borówką... Jak widać, nie ma ograniczeń... Kiedy byłam w ciąży z Latoroślą bardzo często je piekłam, totalnie mnie brało na słodkie... Teraz bywa z tym różnie ale chyba znaczne robić je w każdy weekend, bo oczy moje się radują jak widzę moją roczną Latorośl, pałaszującą kawałek ciasta przy pomocy swoich pierwszych dwóch zębów :)

Składniki:
  • 250g mąki
  • 200g masła (roztopionego i wystudzone)
  • 160g cukru
  • 1 kopiata łyżka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 1 budyń waniliowy (bez cukru)
  • 4 duże jajka
  • 1 mała śmietana 18%
  • cukier puder 
  • kawałek masła
  • bułka tarta
  • owoce ok 1kg (tym razem były to śliwki węgierki)
  • cukier wanilinowy

Sposób wykonania:
Do dużej miski wrzucamy mąkę, masło, cukier, proszek do pieczenia, szczyptę soli, budyń, jajka oraz śmietanę i wszystko miksujemy ze sobą, aż do uzyskania gładkiego ciasta. Bierzemy blaszkę na ciasto, smarujemy masłem i obsypujemy bułką tartą (można oczywiście użyć do wyścielenia blaszki papieru do pieczenia, ja jednak jakoś w tym przypadku preferuję starą, dobrą metodę mojej Rodzicielki). Do przygotowanej blaszki przekładamy ciasto, wyrównujemy łyżką, na wierzchu układamy owoce, ja lubię dość gęsto, ale jak ktoś woli mniej, to oczywiście też można. Całość posypujemy jeszcze cukrem wanilinowym i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na ok 1h. Warto od czasu do czasu zagadnąć do ciasta i wyciągnąć je w momencie jak jest już po prostu rumiane. 
Smacznego :)

30 lipca 2013

Leczo

Leczo - jedno z najważniejszych dań w moim rodzinnym domu. W zasadzie, ważniejszy zawsze był tylko Bigos, w którego przyrządzaniu mój Tata jest niekłamanym mistrzem. Z ręką na sercu powiem Wam, że nigdy w życiu nie jadłam lepszego... a z wielu garów się tej potrawy w życiu skosztowało. Bojąc się porównań nigdy nawet nie podeszłam do tematu. Inaczej sprawa ma się z Leczem. Przyznam szczerze, że kiedyś za owym daniem nie przepadałam i w sumie nie jestem w stanie dokładnie skojarzyć momentu, w którym stan ten uległ zmianie. Prawdopodobnie stało się to za sprawą mojej niedoszłej teściowej, która uraczyła mnie kiedyś tą potrawą i ze zdziwieniem odkryłam, że jest w niej coś, czego w wersji mojego Taty nie ma. Tym czymś byłą cukinia, którą od tego momentu pokochałam całym sercem i chętnie stosuję w kuchni. Od tej chwili Leczo na stałe zagościło w moim repertuarze kulinarnym, a było to w czasach, gdzie kuchenkę gazową nie często zaszczycałam swoją obecnością. Praktycznie każda większa impreza, odbywająca się na moich włościach, bez tego dania odbyć się nie może. Nie chcę się chwalić, ale moje Leczo ma nawet wąskie grono wielbicieli ;) Z tego miejsca pragnę pozdrowić Anię i Konrada, którzy w tej mierze zdecydowanie wiodą prym ;)

Składniki:

  • 2 laski kiełbasy toruńskiej
  • 2 cebule (jedna duża, druga mała)
  • 1 czerwona papryka
  • 1 zielona papryka
  • 1 żółta papryka
  • 1 cukinia (dość duża ale bez przesady)
  • 2 papryki pepperoni (opcjonalnie - dałam jedną zieloną, jedną czerwoną, innym razem w ich miejsce była papryka jalapeno)
  • 4 duże pomidory - ważne żeby były dojrzałe i miękkie
  • słoiczek przecieru pomidorowego
  • sól
  • świeżo zmielony pieprz
  • papryka łagodna
  • papryka ostra
  • papryka jalapeno
  • kmin rzymski
  • olej (u mnie jak zawsze z pestek winogron)

Sposób wykonania:

Kroimy cebulę na drobne piórka lub w kosteczkę, wrzucamy do garnka na rozgrzany olej i przysmażamy aż do uzyskania złocistego koloru. Pokrojoną w kostkę lub półkola kiełbasę dorzucamy do cebuli. W czasie kiedy kiełbasa ładnie nam się rumieni (od czasu do czasu mieszamy, żeby nam cebula nie przywarła do dna i ścianek), kroimy cukinię oraz wszystkie papryki. Kształt w sumie dowolny. Ja lubię pokroić zarówno na małe, jak i na duże kawałki, tak dla różnorodności. Ważne jest aby z papryk, szczególnie pepperoni, usunąć wszystkie nasiona. Pokrojone warzywa dorzucamy do garnka i wszystko dokładnie mieszamy, przykrywamy pokrywką i dusimy na wolnym ogniu. Pomidory zalewamy wrzącą wodą i obieramy ze skóry, następnie kroimy i dorzucamy do reszty składników. Dusimy pod przykryciem około godziny lub nieco dłużej. Dla mnie wyznacznikiem są pomidory, które kompletnie znikają oraz miękka, rozpływająca się w ustach papryka. Na koniec dodajemy przecier pomidorowy i przyprawiamy. Leczo jest potrawą węgierską więc nie oszukujmy się, powinno być ostre lub bardzo ostre. Kwestia podania to już na prawdę wolna amerykanka i nic mnie już nie zdziwi. Może być to dodatek do mięs lub danie samo w sobie. Ja najbardziej lubię zagryzać do Lecza chleb z żółtym serem. Na zdjęciu z bagietką czosnkową.

P.S. Ze zgrozą zauważyłam, że dzisiaj nic nie było o Małżu. Pragnę zatem donieść, że Małż danie lubi, mimo niechęci do papryki oraz dużego rezerwy wobec cukinii.
P.S.2 Może się tak zdarzyć, że danie za bardzo zgęstnieje. Wtedy należy dolać przegotowanej wody.

13 czerwca 2013

Spaghetti carbonara

Mój Tata, którego uważam za dobrego kucharza, ma jedno danie, które robi pasjami ale niestety nigdy mu ono nie wychodzi. Daniem tym jest Spaghetti Bolognese. Zrażona w dzieciństwie po dziś dzień nie jestem w stanie zjeść tego dania. Nie spotkałam się jeszcze z wersją, która przypadła by mi do gustu. Raz nawet sama podeszłam do tematu, ale jeśli nie wierzy się w to co się gotuje i nie ma się do tego przekonania, to niestety nic z tego nie wyjdzie. Zrażona ogólnie do makaronów spaghetti nie chciałam nawet spróbować także carbonary. Jakże się myliłam. Błąd ten uświadomił mi dopiero Małż, który pewnego pięknego dnia, razem ze Szwagrem  upichcili właśnie ten pyszny makaron. Jak mi coś smakuje, to oczywiście zawsze próbuję to zrobić i tak pewnego dnia, postanowiłam zrobić zmierzyć się z tematem po swojemu. Małż był zachwycony, jak zawsze zresztą.

Składniki:

  • makaron spaghetti
  • pęczek cebulek dymek (potrzebne będą zarówno główki, jak i szczypior)
  • 1-2 ząbki czosnku
  • 30 dkg wędzonego boczku
  • 3 żółtka
  • mała śmietana 18%
  • 5-10 dkg tartego żółtego sera np gouda (ilość zależy od tego czy chcecie aby sos był mocno serowy czy też nie)
  • ser parmezan (do posypania)
  • sól
  • pieprz
  • suszona papryka chilli 
  • gałka muszkatołowa

Sposób wykonania:

Nastawiamy na gaz wodę na makaron, którą solimy i okraszamy kropelką oliwy z oliwek - dzięki temu makaron się nie sklei. Kiedy woda zacznie się gotować i wrzucimy do niej makaron zaczynamy robić resztę. Na początek kroimy boczek na drobne paski i wrzucamy na suchą patelnię. Wytapiamy go aż do uzyskania pysznych, chrupiących skwarków, przekładamy na chwilę na miseczkę i odstawiamy na bok. Na jeszcze gorącą patelnie wrzucamy drobno posiekaną dymkę oraz wyciśnięty przez praskę czosnek i przysmażamy. W czasie kiedy robimy boczek, warto przygotować sobie sos. Do miski wlewamy śmietanę, dosypujemy tartą goudę, żółtka jajek oraz wymienione wyżej przyprawy. Kiedy cebulka i czosnek nam się już zarumienią, dodajemy do nich boczek i wszystko zalewamy sosem. Na małym gazie cały czas mieszając czekamy aż sos lekko zgęstnieje. Ugotowany i odcedzony makaron dodajemy do sosu i wszystko razem mieszamy. Przed podaniem ale już na talerzu, posypujemy całość posiekanym szczypiorem oraz tartym parmezanem. Smacznego :)

P.S. Małż sugeruje aby jeszcze na samym końcu, do makaronu wymieszanego z sosem, dodać jeszcze jedną łyżkę śmietany. 

9 czerwca 2013

Dorsz w panierce z oliwą, czosnkiem i kuminem rzymskim.

Dorsz w naszej diecie objawił się całkiem niedawno, oczywiście za sprawą mojej Mamy, która jak już coś robi, to z rozmachem... tak więc kupiła 6 kg tej ryby... z czego nam się spokojnie dostały ze 2. W dzieciństwie nie byłam zwolenniczką ryb, co oczywiście przy tacie wędkarzu bywało dość uciążliwe. Chcąc, nie chcąc, ryby jeść musiałam i zawsze, ale to zawsze zadawałam sakramentalne pytanie: "Czy w tej rybie też są ości?". Na szczęście z wiekiem niechęć do tego typu potraw mi przeszła. Teraz ogromną i nieskrywaną przyjemnością przyrządzam na obiad jakąś rybkę. Na blogu pojawił się już łosoś oraz czarniak, więc nie są to tylko czcze słowa. Pomysł na taki sposób usmażenia dorsza wziął mi się z głowy, a właściwie z tego co miałam pod ręką. Pierwszy raz go zrobiłam w momencie, kiedy chwilę wcześniej dowiedziałam się, że na obiedzie będziemy mieli gości (chwała mamie za duży zapas). Nie było czasu na zakupy i kombinowanie, trzeba było działać.

Składniki:

  • 2 niewielkie lub 1,5 dużego filetu z dorsza
  • oliwa z oliwek (tak mniej wiecej 1/3 szklanki)
  • 2 ząbki czosnku
  • suszona pietruszka
  • zioła prowansalskie
  • kumin rzymski
  • pieprz
  • ostra papryka
  • sól
  • ocet winny (ok 1 łyżeczki)
  • olej do smażenia
  • mąka (do panierki)

Sposób wykonania:
Rybę kroimy na mniejsze porcje. Do niewielkiej miseczki wlewamy oliwę z oliwek i ocet winny, wyciskamy przez praskę czosnek, dosypujemy przyprawy. Energicznie mieszamy składniki, tak aby się ze sobą połączyły. Kawałki ryby dokładnie "kąpiemy" w powstałej marynacie, następnie obtaczamy w mące i wrzucamy na rozgrzaną patelnię. Smażymy dopóki panierka ładnie się zarumieni. Można podawać solo do chleba lub z młodymi ziemniaczkami i świeżą sałatką. Małż jest zachwycony. Smacznego :)

16 maja 2013

Tarta szpinakowa z łososiem i serem feta

Wspominałam już kiedyś, że Małża jest strasznie ciężko przekonać do kulinarnych eksperymentów? No więc jest. Jeżeli czegoś nie zna, to z założenia tego nie lubi i trochę to trwa, zanim uda mi się go przekonać, że warto próbować nowości. Z tartą był problem, ale po spróbowaniu dosłownie zakochał się w tej brokułowej i mógłby ją jeść na okrągło. Myślałam, że skoro tamta podeszła mu tak idealnie, to ze szpinakową będzie łatwiej. Oczywiście nic bardziej mylnego. Tarte... a i owszem, ale zawsze padało pytanie: "Może jednak zrobisz tą brokułową... ona jest taaaka pyszna". No i ja, rozmiękczona pochlebstwami robiłam znowu tartę brokułową. Tym razem jednak się uparłam. A jak ja się na coś uprę... to nie ma zmiłuj. ;)

Składniki:

  • kruche ciasto (ja ostatnio nie mam czasu robić sama, więc kupuję gotowe)
  • 1 porcja łososia
  • 1 torebka mrożonych liści szpinaku (oczywiście może być również świeży, to nawet lepiej)
  • ser feta
  • 3 ząbki czosnku
  • 2 jajka
  • mały jogurt naturalny
  • tarty parmezan
  • sól
  • pieprz
  • papryka chilli
Sposób wykonania:

Łososia kroimy na drobne kawałki i wrzucamy na gorącą patelnię. Odrobinę obsmażamy i dodajemy do niej czosnek i szpinak. Dusimy wszystko pod przykryciem, później zdejmujemy pokrywkę, żeby woda z mrożonego szpinaku odrobinę odparowała. Na koniec dodajemy pokrojony w kostkę ser feta. Do miski wbijamy jajka, dodajemy jogurt, parmezan oraz przyprawy. Wszystko ze sobą energicznie mieszamy. Ciasto przekładamy do formy, nakłuwamy widelcem i wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na jakieś 10 minut. Po tym czasie wyjmujemy ciasto, wykładamy na nie farsz z łososia i szpinaku i polewamy sosem z miski. Tartę ponownie wkładamy do piekarnika, podkręcamy temperaturę do 190 stopni i pieczemy ok 30 minut, aż się z wierzchu lekko zarumieni. Smacznego :D

14 maja 2013

Sałatka z kiełkami i prażonymi orzechami

Nie trudno się zorientować, że sałatki to mój konik. Po prostu je uwielbiam, są zdrowe, lekkie i stanowią doskonały dodatek do dań wszelkiego rodzaju. Przy odrobinie kreatywności mogą być one daniem samym w sobie, aczkolwiek zjadacze płci męskiej, twierdzą wtedy, że to nie obiad... Pomysł na tą sałatkę podkradłam z naszej firmowej restauracji, gdzie miałam okazję zjeść ja w znacznie uboższej wersji (tj. jeden rodzaj sałaty, kiełki i sos balsamiczny), posmakowała mi ona jednak na tyle, że postanowiłam zrobić ją w domu, dokładając do niej kilka składników. Przypadkiem okazało się, że smakuje również całkiem nieźle na ciepło, a konkretnie po podgrzaniu w mikrofalówce (zapomniałam ją wyłożyć z pudełka, przed podgrzaniem obiadu w pracy - Małż też zapomniał i wrażenia miał takie same). 

Składniki:

  • miks sałat
  • miks kiełków
  • miks orzechów (ja kupuję zawsze mieszankę beztłuszczową, niesoloną Felixa)
  • 6 dkg sera pecorino sfiziorosso (lub innego, pikantnego)
  • sos balsamiczny (przepis tutaj)

Sposób wykonania:

Miks sałat wrzucamy do miski, dosypujemy do tego miks kiełków oraz pokrojony w kosteczkę ser. Orzechy wrzucamy na patelnię, prażymy i dorzucamy do sałatki. Wszystko polewamy sosem balsamicznym. Sałatkę można oczywiście jeszcze przyprawić ale jak dla mnie ser i sos balsamiczny w zupełności wystarczą.
Smacznego :D

13 maja 2013

Kurczak w parmezanie

Kurczaka panierowanego w bułce tartej i parmezanie podkradłam mojemu tacie, a on z kolei podpatrzył go u mojego brata. Kiedy na weekend majowy byliśmy u moich rodziców w świeżo wybudowanym domu w Wokowicach, tata ugościł nas właśnie takim pysznym kurakiem. Przyznam szczerze, że niesamowicie mi on posmakował, Małż mimo iż z natury sceptycznie nastawiony do filetów z kurczaka też nie mógł się go na chwalić, więc postanowiłam przy najbliższej okazji sama wypróbować przepis. Niestety ostatnio nie mam zbyt wiele wolnego czasu, który mogłabym poświęcić na kulinarne szaleństwa. Latorośl zaczyna już chodzić i ogólnie rozpiera ją energia, tak więc jak tylko pójdzie spać, ja sama najczęściej opadam na poduszkę i zasypiam momentalnie. Na szczęście w tę niedzielę, Małż zajął się małą, a ja mogłam spokojnie zrobić sobie zakupy i oddać się gotowaniu.

Składniki:
  • pierś z kurczaka (cała, czyli dwa kawałki)
  • tarty parmezan 
  • bułka tarta
  • oliwa z oliwek
  • 4 ząbki czosnku
  • sól
  • pieprz
  • papryka chilli

Sposób wykonania:

Kurczaka myjemy i okrawamy. W zależności od tego jaką kupimy pierś (ja miałam dość sporą), możemy zrobić dwa filety, lub pociąć je na kilka mniejszych kawałków. Do miski wlewamy ok 6 łyżek oliwy  z oliwek (tak, tym razem użyłam oliwy z oliwek, nie oleju z pestek winogron), wciskamy do niej czosnek, dosypujemy przyprawy (wedle osobistych preferencji, mniej lub więcej). Kawałki kurczaka dokładnie maczamy we wcześniej przygotowanej mieszance i przekładamy do pudełka spożywczego, kiedy już znajdą się tam wszystkie, polewamy je resztą marynaty i wstawiamy do lodówki na godzinę. Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni, kurczaka wyjmujemy z lodówki i przekładamy na blaszkę wyłożoną sreberkiem lub papierem do pieczenia. Kurczaka pieczemy ok 30 minut, a według mojego Taty "dopóki woda z niego nie wypłynie".
Kurczaka można podać jak na zdjęciu z młodymi ziemniaczkami i pyszną sałatką.
Smacznego :D

7 maja 2013

Omlet z szynką i suszonymi pomidorami

Wiem wiem... znowu Was zaniedbuję i nic nie wrzucam nowego, prawda niestety jest taka, że ostatnio praktycznie nie gotuję. Nie mam na to czasu, a w weekend majowy byliśmy na "wywczasie" u moich Rodzicieli, a tam w kuchni  niepodzielnie, od lat wielu (czyli odkąd pamiętam), rządzi mój Tata. I koniec tematu. Jednak jeszcze przed wyjazdem, udało mi się wyskoczyć na basen, kiedy wróciłam umęczona, okazało się, iż nasza lodówka, jak zwykle zresztą, świeci pustkami. Szczerze powiedziawszy, to nawet nie świeci, bo żarówka wieki temu się spaliła, a Małż jakoś jej jeszcze nie wymienił. Tak więc głodna i zmęczona, zabrałam się za szperanie w lodówce. Jak znalazłam ostatnie dwa jajka i resztkę mleka, wiedziałam już, że jestem w domu... będzie omlet. Szczęśliwie znalazło się jeszcze kilka innych produktów, więc koniec końców byłam tak najedzona, że spokojnie mogłam czekać, aż Małż wróci wieczorem do domu i przyniesie mi coś do jedzenia... a obiecał mi sushi, więc było na co czekać.




Składniki:

  • 2 jajka
  • 2 łyżki mąki
  • łyżka mleka
  • łyżka wody
  • suszone pomidory (jak już gdzieś wcześniej pisałam, odkryłam suszone pomidorki bez żadnej zalewy)
  • kilka plasterków szynki (na prawdę nie wiem ile tego tam było)
  • ser Lazur Blue
  • sól
  • pieprz
  • chilli
  • zioła prowansalskie
  • olej z pestek winogron

Sposób przygotowania:

Pokrojoną na małe kawałeczki szynkę oraz suszone pomidory  wrzucamy na rozgrzaną patelnię z olejem z pestek z winogron.. W czasie gdy one sobie skwierczą, przygotowujemy omlet. Rozdzielamy żółtko od białka i ubijamy z białek pianę, do której dodajemy mąkę, mleko, wodę, żółtka, przyprawy oraz rozkruszony, na małe grudki, ser. Wszystko ze sobą mieszamy i wylewamy na patelnię, gdzie nam się już ładnie pomidory i szynka przysmażyły. Czekamy aż ciasto stężeje i delikatnie przewracamy omlet na drugą stronę. Smacznego :)

21 kwietnia 2013

Sałatka z prażonymi pestkami dyni i pikantnym serem Pecorino Sfiziorosso


Sałatka jest dobra na wszystko i absolutnie do wszystkiego. Jakikolwiek obiad pojawi się na naszym stole, prawie zawsze dodatkiem jest jakaś sałatka. Przyznam się bez bicia, iż często zdarza mi się kupić już gotową, odmykam pudełko, kładę na stół i gotowe. Czasami jednak coś mnie napadnie i wymyślam jakąś smakowitą kompozycję. Dzisiaj nietypowo, bo bez mojej ukochanej kukurydzy :)




Składniki:
  • dowolny miks sałat
  • pomidorku koktajlowe 
  • pestki dyni
  • 6 dkg pikantnego sera pecorino sfiziorosso
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • 1 łyżka octu winnego
  • 1 łyżeczka musztardy
  • sól
  • pieprz

Sposób przygotowania:
Do dużej miski wrzucamy mik sałat, przekrojone na połówki pomidorki koktajlowe, pokrojony w kosteczkę ser i garść uprażonych na patelni pestki dyni. Do filiżanki wlewamy 3 łyżki oliwy z oliwek (lub ewentualnie oleju z pestek winogron), łyżkę octu winnego oraz 1 łyżeczkę musztardy (ja użyłam sarepskiej), do tego dodajemy szczyptę soli oraz świeżo zmielony pieprz, wszystko ze sobą energicznie mieszamy, tak aby sos na koniec był aksamitny. Naszą miksturą polewamy sałatkę, mieszamy i zajadamy aż uszy się trzęsą ;) Smacznego :)


20 kwietnia 2013

Tarta brokułowa z kurczakiem i serem pleśniowym

Zdarzało mi się, dawnymi czasy, zaglądać często do Chimery (restauracja w Krakowie) i tam właśnie, moim obowiązkowym punktem zawsze była tarta brokułowa. Teraz na mieście jem znacznie rzadziej, dlatego też bardzo chciałam właśnie to danie przygotować w swojej kuchni. Długo brakowało mi odpowiedniego naczynia, ale przy okazji Świąt Wielkanocnych, kwestia ta przestała być problemem... na drodze do brokułowego szczęścia stał jeszcze tylko Małż. Tak tak... na hasło "tarta brokułowa" słyszałam ostre, NIE! Nie będę tego jadł, ja nie lubię, to nie jest danie obiadowe etc. Nie pozostawało mi nic innego, jak zaczekać na odpowiedni moment. Kilka dni temu, weszliśmy z Małżem, delikatnie rzecz ujmując, w dość mocny dyskurs, a że zdania mieliśmy odmienne, to wynikł z tego malutki konflikt. I tak wracając z pracy, w czasie zakupów, uznałam, że tak... ja robię zakupy, ja gotuję, będzie tarta i zdanie Małża, delikatnie rzecz  ujmując, mam w głębokim poważaniu. Jak uznałam, tak zrobiłam, Małż oczywiście zachwycony nie był i w ramach protestu tarty w ogóle nie tknął. Dopiero dnia następnego, kiedy nasz mały konflikt odszedł już w niepamięć, dał się namówić na spróbowanie mojego "dzieła" i oczywiście, jak zwykle bardzo mu ono zasmakowało. Ba, tak bardzo, że dzisiaj poprosił abym zrobiła ją ponownie.


Składniki:

  • kruche ciasto (można wziąć je z tego przepisu lub po prostu kupić w sklepie gotowe)
  • jedna, duża pierś z kurczaka (ok 400g)
  • jeden brokuł (500g)
  • pomidorki koktajlowe
  • ser pleśniowy lazur blue
  • tarty ser parmezan
  • tarty ser gouda (ok 15 dkg)
  • 3 jaka
  • 1 jogurt naturalny (małe opakowanie lub pół dużego)
  • kostka rosołowa Knorr - pietruszka z lubczykiem
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
  • sól
  • pieprz

Sposób przygotowania:

Brokuła wkładamy do garnka z wodą, solimy i nastawiamy na gaz. W tym czasie, kroimy kurczaka na drobne kawałki, kostkę knorr rozcieramy z łyżką oliwy i dokładnie nacieramy tym kawałeczki mięsa. Tak przygotowanego kurczaka wrzucamy na patelnię i obsmażamy. Gotowe ciasto wykładamy na formę, nakłuwamy widelcem i na 10 minut wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Do miseczki wlewamy jogurt, wsypujemy tartą goudę, wbijamy jajka, doprawiamy solą i pieprzem i wszystko razem intensywnie mieszamy, tak aby uzyskać jednolitą masę. Przypieczone ciasto wyciągamy z piekarnika, nakładamy odcedzone z wody, ugotowane brokuły, przysmażonego kurczaka, rozkruszony ser pleśniowy, połówki pomidorków koktajlowych i wszystko zalewamy masą. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, na 40 minut. Mniej więcej 10 minut przed końcem pieczenia posypujemy tartę tartym parmezanem. Smacznego :)

1 kwietnia 2013

Szarlotka z kruszonką

Szarlotka to jedno z moich ulubionych ciast, więc aż dziwne, że nigdy wcześniej jej nie robiłam. Jednak, historia moich kuchennych wyczynów jest dość krótka, tak więc myślę, że musiałam powoli dojrzeć do myśli o cieście, które będę musiała wyrobić własnymi rękami, nie zaś przy pomocy robota. I tak, skoro Małż wyraził pragnienie zjedzenia szarlotki w Święta Wielkanocne, a do tego w pierwszy dzień świąt przypadały jego urodziny, nie pozostało mi nic innego, ja zmierzyć się z tematem. 



Składniki:
  • 3 szklanki mąki
  • 2 łyżki kwaśnej śmietany
  • 250 g schłodzonego masła
  • 4 jajka
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 4 łyżki cukru pudru
  • 2 słoiki zawekowanych jabłek z cynamonem (decydowanie upraszcza to sprawę)

Sposób wykonania:
Na stolnicę przesypujemy mąkę, dodajemy do niej cukier i proszek do pieczenia, a następnie drobno siekamy razem z masłem, aż do otrzymania małych kawałeczków ciasta, jak ziarna kaszy lub ryżu. Dodajemy do tego żółtka, a białka odstawiamy sobie w miseczce na bo, przydadzą się za chwilę. Ugniatamy ciasto, dopóki nie uzyskamy jednolitej, gładkiej struktury. Gotowe ciasto dzielimy na 2 części, 1/3 chowany do zamrażalnika, a 2/3 do lodówki na ok 1h. Jeśli nie mamy gotowych jabłek, to to jest moment, aby zabrać się za jakieś 2 kg szarych renet lub antonówek. Trzeba je obrać, pokroić i przysmażyć razem z cukrem, następnie dodać cynamonu i wymieszać. Po upływie godziny wyjmujemy ciasto z lodówki (te 2/3) i wałujemy, po czym przekładamy do wcześniej przygotowanej formy (jak już kilkukrotnie wspominałam, ja awsze używam do tego masła i bułki tartej). Dokładnie układamy ciasto, obcinamy nadmiar na brzegach, przybijamy widelcem spód w kilku miejscach i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na jakieś 15-20 minut. Po tym czasie wyciągamy ciasto, czekamy aż wystygnie, nakładamy jabłka, ubijamy pianę z 4 białek, które odłożyliśmy sobie wcześniej (pod koniec miksowania dodajemy 2 łyżeczki cukru wanilinowego) i układamy ją na jabłkach. Z zamrażalnika wyciągamy 1/3 ciasta i trzemy na tarce, tak aby drobinki ciasta pokryły całą powierzchnię formy. Tak przygotowaną szarlotkę wstawiamy na 1h do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Kiedy ciasto się już ładnie zarumieni, wyciągamy je, obsypujemy odrobiną cukru pudru i zajadamy, najlepiej popijając dobrą kawą. Smacznego :)

P.S. Oczywiście szarlotka fenomenalnie smakuje na ciepło, podana z lodami waniliowymi.

31 marca 2013

Tarta gruszkowa z migdałami i gorzką czekoladą


Z tą tartą związana jest dość zabawna historia. Początkowo, na  te Święta Wielkanocne, planowałam upiec tylko babkę cytrynową oraz szarlotkę, bo takie życzenia Małż mój wyraził. Tarta jednak chodziła za mną od dawna, co prawda nie ta, tylko brokułowa... ale problem polegał na tym, że nie miałam naczynia, więc o żądnej mowy być nie mogło. W nocy z piątku na sobotę chora Latorośl nie dała mi pospać, ale jednej z krótkich drzemek, w malignie nieomal, zobaczyłam tartę gruszkową. I tak z samego rana, zadzwoniłam do Rodzicieli, żeby po drodze kupili mi składniki na tartę i formę (wieźli nam masę innych zakupów, ale to już zupełnie inną historia). Tartę robiłam pierwszy raz, tak więc jeśli chodzi o samo ciasto, to musiałam się wesprzeć informacjami z internetu (także przepis na ciasto jest ze strony Art Kulinaria). Z czasem pewnie wypracuję coś bardziej swojego, jednakże nie zawsze jest mi po drodze z wymyślaniem koła na nowo. Nadmienię tylko, iż tarta wyszła świetnie i mam na to świadka, może odrobinę bardziej wiarygodnego niż Małż... Szwagierowi też smakowało.

Składniki:

Ciasto:
  • 200 g mąki
  • 100 g masła
  • 1 jajko
  • 100 g cukru pudru
Nadzienie:
  • 1 puszka gruszek w zalewie
  • 1 cukier waniliowy
  • 1 tabliczka gorzkiej czekolady
  • płatki migdałowe
  • 1/3 szklanki mleka

Sposób wykonania:

Na tortownicę przesiewamy mąkę, dodajemy do niej cukier i zimne masło, kroimy aż do uzyskania drobnych kawałeczków, dodajemy jajko i zagniatamy ciasto, owijamy je folią i wkładamy do lodówki na minimum 30 minut (ja trzymałam je godzinę). Po tym czasie wyciągamy ciasto i wałkujemy. Uwaga, nie rozwałkujcie go sobie za cienko. Ciasto przekładamy do wcześniej natłuszczonej i obsypanej bułką tartą formy. Dokładnie je układamy, tak aby przylegało do ścianek i spodu, po czym  wałkiem usuwamy zbędne kawałki. Widelcem, kila razy, przebijamy spód (nie wiem po co, ale wszyscy ta robią, więc ja chyba też powinnam). Gotowe ciasto wkładamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na jakieś 15-20 minut. W tym czasie wyciągamy gruszki z zalewy i kroimy na plasterki średniej grubości. Zalewę przelewamy do rondelka, dodajemy do niej cukier wanilinowy oraz odrobinę masła i gotujemy dopóki masa nie zgęstnieje. Wyciągamy formę z piekarnika i zostawiamy żeby przestygła, po czym nakładamy na nią gruszki, polewamy wcześniej przygotowanym syropem, posypujemy płatkami migdałów i wkładamy do piekarnika na kole 30 minut. Gotową tartę wyciągamy  piekarnika i studzimy. Gorzką czekoladę rozpuszczamy w kąpieli parowej (na garnek z gotującą się wodą kładziemy miseczkę do której wlewamy mleko i wrzucamy połamaną na kostki czekoladę, intensywnie mieszamy aż czekolada się rozpuści i połączy z mlekiem tworząc aksamitny sos). Przy pomocy pędzla kuchennego, pryskamy tartę czekoladą, brzegi zaś dokładnie malujemy. Najlepiej odczekać chwilę, tak aby czekolada zastygła, i zajadamy ze smakiem. Smacznego :)

30 marca 2013

Babka cytrynowa z listkami mięty


Historia babki cytrynowej zaczęła się jeszcze w ubiegłym roku, tuż przed poprzednimi Świętami Wielkiej Nocy. Będąc w tedy już w dość zaawansowanej ciąży, stwierdziłam, że nie ma to tamto, ciasta muszą być. Zapytałam Małża na co ma ochotę, on od razu, z maślanym rozmarzonym wzrokiem, rzekł że babkę cytrynową, bo taką w dzieciństwie piekła mu babcia. Przyznam, że trochę zbladłam bo takowej ani nie jadłam, ani nigdy nie piekłam. Jedyne co mi przyszło do głowy, to zadzwonić do Rodzicielki, która zawsze najdzie jakieś sensowne rozwiązanie. Po jakichś 10 minutach oddzwoniła i podyktowała mi przepis. Nie wiem skąd go wzięła, więc jeśli ktoś doszuka się w nim swojego własnego, bardzo proszę o informację, abym mogła dopisać autora. Posiadając przepis i sporą dozę zapału chciałam zabrać się za pieczenie, niestety pech chciał, iż tuż przed samymi świętami pochorowałam się okrutnie i zamiast piec, a później odwiedzać rodzinę, zwiedzałam krakowskie SOR'y. Na szczęście nic poważnego się nie działo ale nie opuszczałam raczej łóżka. W tym roku, pamiętając o zaległej babce cytrynowej, oprócz umyślonej przez Małża szarlotki, postanowiłam zrobić babkę cytrynową.

Składniki:

Ciasto
  • 5 jajek
  • 200 dkg cukru pudru
  • 250 dkg mąki pszennej
  • 120 dkg mąki ziemniaczanej
  • 250 dkg masła
  • 3 cytryny
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
Polewa:
  • 250 dkg cukru pudru
  • 1/2 szklanki soku z cytryny
  • kilka listów świeżej mięty

Sposób wykonania:

Ciasto:
Na początek polecam rozpuścić sobie masło i pozostawić do wystygnięcia. Oddzielamy białka od żółtek i ubijamy te pierwsze. Dodajemy żółtka i cukier, mieszamy na gładką masę. Ścieramy skórkę z jednej cytryny i mieszamy razem z mąkami i proszkiem do pieczenia. Cały czas mieszając dodajemy do masy wymieszane składniki sypkie. Na koniec wlewamy masło i wyciskamy sok z cytryn (uważając żeby nam nie wleciały pestki). Wszystko mieszamy aż do uzyskania gładkiej masy i przekładamy do wcześniej natłuszczonej i obsypanej bułką tartą (jakoś nie mogę się przemóc do papieru) formy. Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni i wstawiamy ciasto na 50 minut.

Polewa:
Do miski wsypujemy cukier puder oraz wlewamy sok. Mikserem ucieramy masę, tak aby była gładka. Polewamy nią babkę i na samej górze układamy liście mięty. Smacznego :D


P.S. Używałam do pieczenia grubej, szklanej formy i jeśli też taką macie, to ustawcie piekarnik na 150 stopni i pieczcie przez 1h i 30 minut.

24 marca 2013

Tagliatelle ze szpinakiem, suszonymi pomidorami i serem pleśniowym

Przeglądając bloga,  z łatwością można zauważyć, że makaron zdecydowanie króluje w naszej kuchni. Nawet Małż ma opracowane jedno danie z makaronem, którym swojego czasu podbił moje serce i od czasu do czasu, jak go ładnie poproszę, to przyrządza je znowu dla mnie. Ba obiecał nawet, że może kiedyś pozwoli mi zamieścić przepis na blogu, ale muszę go odpowiednio wcześniej uprzedzić, to się wtedy bardziej przyłoży... aż strach się bać. No ale to innym razem, dzisiejsze danie, zagościło na stałe w naszym menu po ostatnich wakacjach, które spędziliśmy w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Byłam wtedy już w zaawansowanej ciąży, więc nie chcieliśmy się porywać na jakieś dalsze wojaże. W czasie prawie tygodniowego pobytu, pozwiedzaliśmy sobie okolicę, jak na swój stan szalałam ze spacerami, ale 7 miesiąc to ostatni dzwonek na zwiększoną aktywność fizyczną przed porodem, tak więc zawsze w porze obiadowej byliśmy bardzo głodni. Po kilku eksperymentach trafiliśmy do restauracji Kwadrans i wracaliśmy tam już każdego dnia na obiad lub kolację. To właśnie tam zakochałam się w suszonych pomidorach. Dzisiejszy przepis to wariacja na temat dania, które jadłam tam, jak trafiliśmy ta po raz pierwszy. W oryginalnym daniu był jeszcze kurczak, którego z powodzeniem można dołożyć i tutaj. 

Składniki:

  • makaron tagliatelle
  • szpinak w liściach (może być świeży lub mrożony)
  • suszone pomidory 
  • 1/2 małego jogurtu naturalnego
  • ser pleśniowy lazur blue
  • 3 ząbki czosnku
  • sól
  • pieprz
  • czerwona papryka

Sposób wykonania:
Nastawiamy wodę na makaron, solimy i jak zacznie bulgotać, wrzucamy nasze tagliatelle. Na rozgrzaną patelnię wyciskamy  ząbki czosnku, wrzucamy szpinak i dusimy aż zrobi się miękki. W międzyczasie kroimy suszone pomidory. Mi udało się tym razem kupić pomidory bez żadnej zalewy, po prostu pomidorowe bakalie, tak więc nie musiałam ich odsączać z nadmiaru oleju. Do gotowego już szpinaku dorzucamy pokrojone w paski pomidory i 1/2 małego jogurtu naturalnego i doprawiamy. Gotowy makaron odcedzamy i wrzucamy na patelnię i mieszamy ze sobą wszystkie składniki. Smacznego :)

Ryż na mleku z tartym jabłkiem i cynamonem

Ryż z jabłkami to jedna z potraw mojego dzieciństwa, co prawda moja mama akurat nam go nie robiła, ale danie to, swojego czasu królowało w przedszkolach i na szkolnych stołówkach. Muszę przyznać, iż od lat nie miałam okazji jeść tej uroczej, dziecięcej potrawy. Wyrosłam z lalek, galaretek i ryżu na mleku... i przypomniałam sobie o tym dopiero teraz, kiedy zastanawiam się nad jadłospisem dla Latorośli. Co prawda jeszcze jest za mała na to danie, zęby dopiero jej wychodzą... oj wychodzą, ale uznałam, że warto trochę poćwiczyć i tym sposobem miałam dzisiaj pyszne, słodko - nostalgiczne śniadanie.








Składniki:
  • 3 jabłka
  • 1/2 filiżanki ryżu
  • 1 szklanka mleka
  • 1 łyżeczka cukru
  • cynamon

Sposób wykonania: 
Jabłka obieramy ze skórki, kroimy na ćwiartki, wykrawamy środki, trzemy na tarce (jak ktoś lubi, to może je jeszcze potraktować mikserem - ja tak robiłam) i posypujemy cynamonem. Wlewamy mleko do rondelka i czekamy aż się zagotuje, następnie do gotującego się mleka wsypujemy ryż i łyżeczkę cukru. Cały czas mieszając, czkamy aż ryż wchłonie całe mleko i stanie się miękki (w razie potrzeby można oczywiście dodać mleka). Kiedy ryż już jest gotowy, posypujemy go odrobiną cynamony i mieszamy. Przekładamy na talerz, na wierzch nakładamy utarte jabłka i zjadamy ze smakiem ;). 

P.S. Oczywiście, jak ktoś lubi, to jabłka można sobie podgrzać, a na wierzch dodać odrobinę słodkiej śmietanki.


23 marca 2013

Łosoś na cytrynie


Nooo... wreszcie odzyskałam aparat, to i na zdjęcie da się popatrzeć. Z łososiem to w ogóle jest ciekawa sprawa. Nazywany przeze mnie "łośkiem" jest pierwszą rybą jaka mi w ogóle w życiu zasmakowała. Potrafię go zjeść dosłownie pod każdą postacią, bo i pieczonego i wędzonego i surowego w sushi, Jak już przekonałam się do jednej ryby, to potem już poszło z górki. Chcąc, nie chcąc, Małż też musiał polubić łososia, bo wykreślić go z mojego jadłospisu nie jestem w stanie, tak więc pod warunkiem, że jest bez skóry i nie ma tłuszczu, mogę go czasami zrobić na obiad. Poniższy przepis, to mój ulubiony sposób robienia łososia, chociaż mam w zanadrzu też kilka innych, ale o tym może następnym razem.









Składniki:
  • 0.5 kg łososia (ja kupuję bez skóry ale to w sumie bez różnicy)
  • 1 cytryna
  • olej z pestek winogron
  • suszona pietruszka
  • sól
  • pieprz
  • czerwona papryka

Sposób wykonania:
Łososia myjemy i tniemy na mniejsze kawałki. Na dno naczynia żaroodpornego wlewamy odrobinę oleju z pestek winogron i rozprowadzamy po całej powierzchni (np. przy pomocy pędzelka kuchennego), następnie układamy pokrojoną w plastry cytrynę, tak aby na każdy kawałek łososia przypadał jeden plasterek cytryny. Układamy łososia, posypujemy solą, pieprzem, papryką i suszoną pietruszką. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni i wstawiamy łososia na jakieś 20 minut (UWAGA są dwie opcje, albo zamykamy naczynie żaroodporne i ryba wychodzi nam cała miękka i wilgotna, albo wstawiamy odkryte, i wtedy łosoś z wierzchu jest lekko spieczony). Podajemy z młodymi ziemniaczkami, polanymi roztopionym masełkiem. Smacznego :)

P.S. Na zdjęciu widać kieliszek czerwonego wina, jest to czerwone, wytrawne wino Alma de Chile, szczep Syrah. I tak wiem... do ryb się pije białe ;)

18 marca 2013

"Małe świństwa" czyli racuchy według przepisu mojej Mamy


Od czasu do czasu lubimy na późny obiad lub wczesną kolację zjeść coś na słodko. Dzisiaj, życzeniem Małża padło na racuchy. Tak się składa, że jeśli chodzi o ten specjał, to za specjalistkę uważam moją Mamę, dlatego też chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do mojej rodzicielki. Na pytanie "Jak się robi racuchy?" padła odpowiedź "Nie mam zielonego pojęcia.". Przyznam szczerze, iż byłam lekko skonsternowana, cisza w telefonie nie trwała jednak bardzo długo, ponieważ bardzo szybko przypomniałam sobie właściwą nazwę. Moja Mama bowiem nie zareagowała na nazwę Racuchy, jednak kiedy rzuciłam hasło "Małe świństwa" od razu było oczywiste o co mi chodzi. Nie pytajcie mnie dlaczego w naszym domu tak właśnie nazywają się te, bądź co bądź, pyszne placuszki. Po prostu tak jest, a dzisiaj już nikt nie pamięta dlaczego tak właśnie zostały  nazwane. Domniemywać jednak mogę, iż twórcą tej dość nietypowej nazwy jest któryś z moich starszych braci lub ja sama. Moi rodzice bardzo często wpadali w spiralę jakiegoś dania. Jak już coś zasmakowało całej naszej trójce, to robili to na okrętkę, więc dochodziło do sytuacji gdzie mieliśmy już całkiem dobrej potrawy najzwyczajniej w świecie dosyć i trzeba było to jakoś rodzicom zakomunikować, z czym jak widać nie mieliśmy najmniejszego problemu.

Składniki:

  • 3 jajka
  • 2 szklanki mąki
  • 1/2 szklanki mleka
  • 2 łyżki stołowe śmietany 18%
  • 1kg jabłek
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • cukier waniliowy
  • cukier puder (do posypania racuchów)
  • cynamon
  • olej do smażenia
Sposób wykonania:

Jabłka obieramy ze skóry, kroimy na ćwiartki i rozdrabniamy na cienkie plasterki (ale też nie jakieś przeźroczyste), obsypujemy cukrem waniliowym i cynamonem. Do miski wbijamy jajka, dodajemy resztę składników i wszystko mieszamy robotem. Dosypujemy jabłka i jeszcze raz miksujemy, tak aby część z nich bardziej się rozdrobniła. Rozgrzewamy patelnię i łyżką nakładamy małe racuszki i smażymy aż do uzyskania złotego koloru. Wykładamy na talerz, posypujemy cukrem pudrem i zajadamy ze smakiem. Smacznego :)

17 marca 2013

Tagliatelle z kurczakiem w sosie pomidorowo-paprykowym



Przepis ten gości na naszym stole od stosunkowo niedługiego czasu. Mniej więcej w okolicach Nowego Roku, a właściwie to chyba kilka dni po, nastał dzień, w którym nie miałam żadnych planów co by tu ugotować na obiad, ani nie miałam też ochoty wychodzić z domu na zakupy. Otwarłam zatem lodówkę i postanowiłam posłużyć się tym czym chata bogata, a za wiele tego nie było... Początkowo danie to było zrobione z łososiem, który sprawdza się świetnie w tej kompozycji, jednakowoż Małż ostatnio narzekał, iż łosoś mu się przejadł, dlatego dzisiaj wersja z kurczakiem.

Składniki:
  • 1 duża pierś z kurczaka (podwójna)
  • 3 pomidory
  • 1 czerwona papryka
  • 10 dużych zielonych oliwek nadziewanych serem feta
  • 1/2 dużej cebuli
  • 1/2 małego jogurtu naturalnego
  • makaron tagliatelle
  • sól
  • pieprz
  • zioła dalmatyńskie
  • suszona pietruszka
  • papryka jalapeno
  • olej z pestek winogron
  • lubczyk
Sposób wykonania:

Mięso myjemy i kroimy na drobne kawałki. Do niewielkiej miski wlewamy odrobinę oleju z pestek winogron (oczywiście może być to również oliwa z oliwek), dodajemy trochę lubczyku i suszonej pietruszki (można też dodać czosnek) i obtaczamy w tym naszego pokrojonego kurczaka. Tak zamarynowane mięso chowamy do lodówki na minimum 2h. Na rozgrzaną patelnię wrzucamy pokrojoną w kostkę cebulę, kiedy już uzyskamy złoty kolor, dorzucamy kurczaka i dokładnie obsmażamy kawałeczki. W tym czasie nastawiamy wodę na makaron i drobno kroimy paprykę oraz pomidory (które wcześniej trzeba przelać wrzącą wodę, aby ściągnąć z nich skórkę). Kiedy kurczak już jest dokładnie przysmażony, dorzucamy pokrojone warzywa i dusimy pod przykryciem ok 30 minut. Kiedy pomidory się już rozpadną, a papryka zmięknie, zdejmujemy pokrywkę i odparowujemy sos, ta aby odrobinę zgęstniał. Kroimy oliwki na drobne kawałki i wrzucamy do pykającego sosu, przyprawiamy solą, pieprzem, papryką jalapeno i ziołami dalmatyńskimi, na koniec dodajemy jogurt i wszystko razem mieszamy. Odcedzamy makaron, i polewamy gotowym już sosem, całość można jeszcze posypać suszoną pietruszką. Smacznego

P.S. Zostało nam trochę sosu na dzień następny, ugotowałam do niego ryż w kurkumie i muszę Wam powiedzieć, że połączenie było również wyborne... ba Małżowi smakowało nawet bardziej.

16 marca 2013

Zupa szpinakowa na bulionie z królika


Pisałam już wcześniej, że mama moja kupiła dla Latorośli królika, którego miałam jej ugotować. Nieszczęsne zwierze, leżało sobie w zamrażalniku, a my Mała jadła słoiczki... bo czasu na zabawę z królikiem znaleźć nie mogłam. Nadszedł jednak dzień kiedy wzięłam się z tematem za bary. Wrzuciłam kawałek królika do gara, do tego marchewka i młode ziemniaczki. Papka wyszła pierwsza klasa... ale jakoś szkoda mi było wyrzucać bulion, który po całej akcji mi pozostał. Wysłałam zatem do Małża listę potrzebnych produktów i tak o to powstała zupa szpinakowa na bulionie z królika.

Składniki:

  • bulion z królika
  • mrożony szpinak w liściach
  • 1 marchewka
  • 1 młody ziemniak
  • 1 pietruszka
  • 1/2 dużej cebul
  • 3 ząbki czosnku
  • 1/2 małego kubeczka jogurtu naturalnego
  • sól
  • pieprz
  • czerwona papryka (ostra)
  • zioła dalmatyńskie
  • suszona pietruszka
  • kilka ziarenek papryki jalapeno

Sposób wykonania:

Do bulionu z królika dorzucamy pokrojoną w kostkę marchewkę, cebulę, pietruszkę i ziemniaka, dopełniamy garnek wodą, tak aby wszystkie warzywa były przykryte i doprowadzamy do wrzenia. Skręcamy ogień i pozwalamy zupie trochę "popykać". W tym czasie na rozgrzaną patelnię wyciskamy 3 ząbki czosnku, dorzucamy mrożony szpinak w liściach i podgrzewamy. Kiedy szpinak jest już gotowy, solimy go i przerzucamy do garnka z zupą. Ponownie czekamy aż się zagotuje, dodajemy jogurt i doprawiamy do smaku wyżej wymienionymi przyprawami. Zupa wychodzi dość gęsta i treściwa, ale ja do niej dodałam jeszcze tosty francuskie, które ułożyłam na dnie talerza. Smacznego :)

P.S.  Oczywiście została nam porcja zupy na drugi dzień. Niestety zabrakło już jajek, więc nie mogłam zrobić tostów francuskich, dlatego do zupy dodałam trochę pokruszonego sera Lazur Blue (mówiłam, że zawsze go mam w lodówce) i powiem wam, że to był  jeden z moich najlepszych pomysłów. 

15 marca 2013

Młode ziemniaczki przypiekane na maśle z ziołami prowansalskimi, papryką oraz serem pecorino


Tak tak... znowu dawno nie zaglądałam na bloga i znowu mam na to całkiem dobre wytłumaczenie. Tym razem na dom nasz, jak grom z jasnego nieba, spadła grypa żołądkowa. Wszyscy troje, Ja, Małż i Latorośl, cierpieliśmy katusze, z czego o dziwo, nasza Maleńka, na szczęście zdecydowanie najmniejsze. Ostatni tydzień upłynął nam zatem pod znakiem sucharka i miętowej herbaty. Niestety w tym czasie diabli wzięli pieczonego królika, którego miałam w lodówce i w planach na makaron. Nic to, pewnie jeszcze będą okazje. Teraz, na szybko, mam dla Was przepis na kuchenny recykling. Jestem ogromną zwolenniczką, wykorzystywania resztek z wczorajszego obiadu do nowego dania... nie znoszę kiedy coś się marnuje. Przykładów na takie wtórne użycie, składników z dnia poprzedniego mogłabym podać kila, ale dzisiaj zaprezentuje Wam, chyba najprostszy ze wszystkich, czyli przypiekane na patelni ziemniaczki. 
Ach... opinii Małża nie będzie bo zjadłam sama ;)

Składniki:

  • kilka ugotowanych dzień wcześniej ziemniaków (ja akurat miałam młode ziemniaczki, ugotowane w mundurkach)
  • masło
  • olej z pestek winogron
  • ostra papryka
  • pieprz
  • zioła prowansalskie
  • ser pecorino
Sposób wykonania

Ugotowane dzień wcześniej ziemniaki kroimy na talarki i wrzucamy na rozgrzaną patelnie (z olejem z pestek winogron), i delikatnie je opiekamy. Po chwili dodajemy ok 1 łyżki masła i pieczemy ziemniaczki dopóki nie zrobią się brązowo-złote z obu stron. Posypujemy je papryką, pieprzem, ziołami prowansalskimi i serem pecorino. Oczywiście wariantów doprawienia jest wiele w zależności od tego co kto lubi. Osobiście, po wyłożeniu na talerz dodaję do nich trochę keczupu... tak tak bardzo go lubię. Smacznego :)

4 marca 2013

Sernik Pani Dorotki


No moi kochani. Nadszedł czas na obiecany przepis specjalny. To ciasto, jest jednym z moich popisowych numerów, serwowanych rodzinie i przyjaciołom przy różnych okazjach, ostatnio robiłam go na ostatnie Święta Bożego Narodzenia i zajadała się niem moja rodzina, rodzina Małża oraz my sami w domu (chociaż Małż niewiele zdołał zjeść, ponieważ jest to jedna z tych rzeczy, której po prostu nie mogę się oprzeć). Historia tego ciasta jest dość długa. Jako dziecko nie znosiłam serników i jedyne co byłam w stanie z niego zjeść, to właśnie czekoladowa polewa. Rzecz zmieniła się w dokładnie 13 lat temu, kiedy na moje 18 urodziny dostałam to pyszne ciasto od sąsiadki moich rodziców, Pani Dorotki. Na imprezie zrobił taką furorę, iż postanowiłyśmy z mamą zdobyć przepis i dołożyć go do naszego stałego repertuaru. I tak po kilku przeróbkach i dodatkach, sernik ten jest jednym z najczęściej pieczonych przeze mnie ciast. Jest lekki i praktycznie rozpływa się w ustach, a w dodatku nie zdarzyło się jeszcze abym miała z upieczeniem go jakiekolwiek problemy. Dzisiaj jego smakiem cieszyli się moi współpracownicy, których postanowiłam nim  poczęstować.

Składniki:

  • 1 kg białego sera (nie posiadam niestety maszynki do mięsa, tak więc kupuję gotowy, zmielony ser)
  • 1/2 opakowania cukru pudry (ja daje jednak tak 1/3 bo nie lubię zbyt słodkiego ciasta)
  • 7 jajek
  • kostka masła
  • 3 cukry waniliowe
  • budyń waniliowy
  • aromat cytrynowy (tym razem zastąpiony skórką z cytryny i pomarańczy)
  • rodzynki (opcjonalnie zdarza mi się jeszcze dodawać brzoskwinie)
  • tabliczka gorzkiej czekolady
  • 1/3 szklanki mleka
  • wiórki kokosowe
  • płatki migdałów

Sposób wykonania:

Masło rozpuszczamy w rondelku i zostawiamy do wystygnięcia. Rozdzielamy do dwóch misek białka i żółtka jajek. Białka ubijamy robotem, a do żółtek dorzucamy cukry, budyń, roztopione masło i aromat cytrynowy (lub startą skórkę cytrynową/pomarańczową). Wszystko mieszamy na gładką masę robotem i cały czas mieszając dodajemy pianę z białek, następnie ser i rodzynki (brzoskwinie). Formę na ciasto smarujemy masłem i obsypujemy bułką tartą, aby ciasto nam nie przywarło (można też wyłożyć ja papierem do pieczenia, ja jednak w tym przypadku lubię stosować tradycyjny sposób mojej Mamy). Przelewamy ciasto do formy i wstawiamy do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika na ok 1godzinę. Kiedy cisto jest już gotowe i odrobinę przestygło rozpuszczamy czekoladę w kąpieli parowej (o tym jak wykonać polewę czekoladową pisałam przy okazji przepisu na Murzynka) i polewamy nią wierzch ciasta, posypujemy wiórkami kokosowymi i płatkami migdałów. Sernikowi warto dać trochę czasu aby porządnie wystygł i okrzepł. Ja najbardziej lubię go jeść po 24 godzinach... o ile coś się jeszcze w ogóle uchowa. Smacznego :)

1 marca 2013

Stek z polędwicy wołowej w ziołach

Oj w wersji roboczej, przepis ten wisi mi już na blogu jakieś cztery dni. Po prostu nie wyrabiam, jak już wrócę z pracy do domu, to czuję wewnętrzny wstręt do komputera i resztę dnia wolę poświęcić Latorośli i Małżowi. No ale po kolei... czyli jak to z tymi stekami było. Próbując spełnić małżowe życzenie mięsnego obiadu, pomyślałam, że stek to taki solidny kawał mięcha. I tu się zaczęło... że nie, że On nie lubi steków, że w sumie to nigdy nie jadł, a skoro nie jadł, to na pewno nie lubi i to mu nie będzie smakować. Zawsze, ale to zawsze ten schemat się powtarza, kiedy forsuje danie, którego wcześniej nie robiłam lub robiłam, ale Małż nie miał okazji spróbować. Początkowo mu się upiekło, bo koniec końców nie poszłam do sklepu i zrobiłam Paciaje z tego co miałam w lodówce (patrz wpis poprzedni). Znacie zapewne przysłowie "co się odwlecze... to nie uciecze", tak więc w przekorze swej natury, dnia następnego zakupiłam niezbędne produkty i przystąpiłam do działania. Było tak jak zawsze, Małż pokręcił nosem, spróbował i stwierdził, że jednak warto było i jak dla niego możemy steki jeść znacznie częściej.

Odnośnie zdjęcia, to mam wielką nadzieję, iż jest to moje ostatnie dzieło fotografii komórkowej i niebawem odzyskam moje stare dobre pstrykadło. Tym czasem jednak w drugim planie skrywa się Woody, jeden z naszych dwóch kociaków... straszna przechera, leń i fajtłapa (jest on całkowitym zaprzeczeniem definicji kociej gracji i zwinności), niewątpliwie jednak nadał zdjęciu niepowtarzalny urok :)

Składniki:

  • 3 kawałki polędwicy wołowej, grubości ok 2,5 cm
  • olej z pestek winogron (ok 1/4 szklanki)
  • zioła dalmatyńskie
  • sól
  • pieprz
  • masło

Sposób wykonania:

Do miseczki wlewamy olej z pestek winogron (ewentualnie oliwę z oliwek, ale ja za nią po prostu nie przepadam), dodajemy do niej zioła i pieprz (w planach był jeszcze czosnek, ale niestety zapomniałam go zakupić, więc przy następnej okazji przetestuję i dopiszę w ps'ie czy był to dobry pomysł) i wszystko energicznie mieszamy. Umyte kawałki mięsa solimy i dokładnie obtaczamy w przygotowanej wcześniej marynacie, chowamy do pudełka i wstawiamy do lodówki na minimum 30 minut (wiadomo, że im dłużej tym lepiej). Rozgrzewamy na patelni masło i wrzucamy steki (powinny one pokrywać całą powierzchnię patelni, tak aby masło nie miało szansy się przypalić) i smażymy kawałki mięsa po 3 minuty z każdej strony. Taki czas smażenia daje nam piękne, średnio wysmażone steki, twarde na wierzchu ale różowe i miękkie w środku. Jeśli ktoś woli bardzo wysmażone lub krwiste, to czas smażenie należy wydłużyć bądź skrócić o 1 minutę. Do steków podałam ziemniaki z wody oraz sałatkę meksykańską. Smacznego :)




24 lutego 2013

Potrawka z kurczaka z pieczonymi ziemniaczkami.

Wiem, na zdjęciu wygląda to dość hmmm... intrygująco. Zacznę może jednak od początku. Mamy w domu remont. Uznaliśmy z Małżem, iż czas najwyższy przeprowadzić Dzidziorrę do jej własnego pokoju. Problem jednak w tym, iż pokój trzeba było najpierw odświeżyć. Z odświeżania zrobił się jednak grubszy remont, bo tyn posypał się pięknie... w jednym miejscu od sufitu, aż po podłogę. I tak, Małż mój biedny pracuje w pocie czoła od rana do wieczora, a że potrzebuje do tego sporo energii, zażyczył sobie konkretny, mięsny obiad. Aby wyjść jego pragnieniom na przeciw, chciałam dzisiaj zrobić stek z pieczonymi ziemniaczkami. Życie jednak czasami weryfikuje nasze plany. Latorośl nasza była dzisiaj na tyle absorbująca, iż nie miałam szansy zostawić jej samej nawet na 5 minut, bo podnosił się straszny lament i czarna rozpacz mego dziecka napadała mnie z okrutną siłą.  Po jakimś czasie jednak, Małż mój niczym biała zjawa (ma jasne włosy i cały pokryty był tynkiem, gipsem i sam Bóg raczy wiedzieć czym jeszcze), przyczłapał do mnie z pytaniem co z tym obiadem, bo w sumie to on już opada z sił. Nie pozostało mi nic innego, jak otworzyć lodówkę i zobaczyć czy coś się da z tego zrobić... Efekt zdecydowanie przerósł oczekiwania. Wygląd może nie jest porywający, ale za to smak był pierwsza klasa ;)

Składniki:

  • 0,5 kg ziemniaków
  • 1 pierś z kurczaka (trochę strzelam z tą ilością, bo prawdę mówić użyłam skrawków z sakiewek z kurczaka, robionych już dwukrotnie, które zamroziłam kiedyś na wypadek wszelki)
  • 2 pomidory, których nie wykorzystałam do wczorajszej sałatki
  • mieszanka meksykańska (taka w słoiku, teoretycznie na sałatkę, która miałam zrobić już chwilę temu, ale się jakoś nie złożyło)
  • ser Lazur Blue, który  na szczęście prawie zawsze jest w naszej lodówce
  • przyprawa węgierska do kurczaka Knorr
  • sól
  • pieprz
  • zioła prowansalskie
  • czerwona papryka
  • olej z pestek winogron
Sposób wykonania:

Kurczaka kroimy na drobne kawałki, solimy i obsypujemy przyprawą węgierską, tak aby był nią cały pokryty, wrzucamy go na rozgrzaną patelnię i przysmażamy. Dodajemy do niego mieszankę meksykańska, pokrojone, wcześniej obrane ze skóry pomidory i dusimy pod przykryciem. Ziemniaki obieramy, kroimy na ćwiartki i wrzucamy na blaszkę tam polewamy je olejem z pestek winogron, ziołami prowansalskimi, papryką, solą i odrobiną pieprzu. Mieszamy je na blaszce ta długo, aż każdy kawałek będzie pokryty odrobiną oleju i przyprawami i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni, na 30 minut z termoobiegiem (w trakcie pieczenia, warto kilka razy je przemieszać lub nawet wyjąć blaszkę i widelcem odwrócić cząstki ziemniaków, tak aby się równomiernie opiekły). Kurczaka z warzywami doprawiamy odrobiną soli i pieprzu. Wyjmujemy ziemniaczki z piekarnika i wszystko razem wykładamy na talerze. Szybkie, łatwe i bardzo smaczne :D

P.S. Z klasyczną potrawką z kurczaka nie ma to oczywiście nic wspólnego ale nie bardzo wiedziałam jak to nazwać.
P.S 2 Steki oczywiście też kiedyś się pojawią :)

Z innej beczki...

Dzisiaj chciałabym Wam serdecznie polecić stronę Natalii. Jeśli bliskie są Wam wszelkiego rodzaju robótki ręczne, cudeńka dekoracyjne, szycie na maszynie i inne manualne zajęcia, to ta strona jest właśnie dla Was. Natka opowiada o każdej swojej pracy, tak że przy odrobinie chęci i zdolności, można je samemu odtworzyć. Ja niestety jestem kompletnie pozbawiona manualnej wprawy, koniecznej do szycia, robienia na drutach itp ale z ogromną przyjemnością podziwiam parce tych, którzy robią to doskonale.

Tak więc, moi drodzy Stylowe Dekoracje, to miejsce, które warto odwiedzać, podziwiać i tworzyć razem z autorką.

Dodatkowo, Natalia ogłosiła konkurs, w którym można wygrać prześliczną patchworkową kołderkę, tak więc gra na prawdę warta jest świeczki, odwiedzajcie ją, komentujcie i lubcie bo na prawdę warto :D


23 lutego 2013

Comber z królika w ziołowej marynacie z pieczonymi ziemniaczkami


No niech będzie... w związku z tym, że dawno nic nie wrzucałam, dzisiaj będą aż dwa przepisy. Przyznam szczerze, iż pierwszy raz robiłam królika, więc wszystko było trochę na czuja, jednak efekt okazał się przepyszny. Królik w ogóle wziłął się z koncepcji mojej Mamy, która uznała, iż kupi całego, z jakiejś ekologicznej hodowli dla swojej Wnusi Ukochanej. Dzidziorra jednak nie njest pazerna i podzieliła się mięsiwem ze swoimi rodzicami. Tym razem na potwierdzenie tego, iż moja potrawa była dobra, Małż przecież mógłby wydawać się kompletnie nieobiektywny, powiem, że Exowi i Jego Dżoanie również smakowało. Z tego miejsca pozdrawiam ich serdecznie i dziękuję za pomoc przy remoncie :D


Składniki:
  • comber z królika
  • ziemniaki (ok 1 kg)
  • zioła prowansalskie
  • olej z pestek winogron (lub jeśli ktoś woli oliwa z oliwek)
  • sól morska
  • łagodna papryka
Marynata:
  • 1/4 szklanki oliwy z oliwek
  • 2 łyżki stołowe sosu sojowego
  • sok z 1/2 cytryny (można zastąpić octem winnym, 1łyżka stołowa)
  • zioła dalmatyńskie
  • 2 ząbki czosnku
  • suszona czerowona papryka (ostra)
  • pieprz
  • kilka ziarenego papryki chilli jalapeno

Sposób wykonania:

Do miski wyciskamy czosnek, dolewamy oliwę, sos sojowy, sok z cytryny, dodajemy przyprawy i wszystko energicznie mieszamy łyżką. Comber z królika myjemy i oprószamy solą, obtaczamy wmarynacie, tak aby całe mięso było nią pokryte i schowane do szczelnego pudełka, chowamy do lodówki na minimum 4h, chociaż im więcej tym lepiej (ideał to 24h). Ziemnaki obieramy i w zalezności od wielkości, kroimy na mniejsze części lub pozostawiamy w całości. Królika i ziemniaki kładziemy na blaszkę wyłożoną folia i posmarowaną oliwą. Ziemniaki oprószamy solą, ziołami prowansalskimi i odrobiną łagodnej papryki (można je jeszcze polać po wierzchu odrobiną oliwy, żeby się nie spaliły). Wszystko wstawiamy do pierkarnika rozgrzanego do 200 stopni na ok 1h. W połowie czasu, królika i ziemniaczki nalezy obrócić, żeby się wszystko ładnie i równo przypiekło. Do ziemniaczków i mięsa tym razem zrobiłam prostą sałatkę z pomidorów i szalotki. Smacznego :)

Pikantny omlet z kabanosem, szalotką i tartym parmezanem

Uff... całe wieki mnie tu nie było ale uwierzcie mi, na prawdę nie miałam czasu. Powrót do pracy zawodowej okazał się znacznie cięższy, niż się spodziewałam i niż to na początku wyglądało. Powoli uczę się godzić życie zawodowe z rodzinnym ale nie jest to prosta sprawa. Tak czy owak, wiem, że trochę zaniedbałam bloga ale obiecuję, iż kiedyś się poprawię :) Przez ostatnie tygodnie coś tam gotowałam, ale niestety byliśmy zbyt głodni aby to jeszcze fotografować. Na wszystko co przez ten czas wymyśliłam na pewno, prędzej czy później pojawią się przepisy. Wracając jednak do meritum sprawy.  Dzisiaj będzie śniadaniowo. Małż teraz jest na urlopie ojcowskim i zajmuje się Dzdziorrą, ale oczywiście jak ja mu nie zrobie, to o śniadaniu zapomni, co przy jego mega super szybkiej przemianie materii (tak jest naturanie szczupły... bardzo szczupły) natychmiast skutkuje spadkiem wagi. Chcąc temu zaradzić chociaż w weekend mogę mu zrobić super ekstra śniadanie. Pisałam już kiedyć, iż omlety to coś, co Małż lubi najbardziej. Był już na słodko,  był pikantny z farszem, tak więc uznałam, że czas na coś jeszcze innego...

Składniki:

  • ok 6 lasek kabanosa z chilli
  • 2 niewielkie szalotki
  • 2 jajka
  • 2 łyżki mąki
  • 1 łyżka wody
  • 1 łyżka mleka
  • sól
  • pieprz
  • zioła dalmatyńskie
  • tarty parmezan

Sposób wykonania:

Kroimy laski kabanosa i szalotkę na drobne kawałki i wrzucamy na rozgrzaną patelnię żeby się trochę przysmarzyły. W tym samym czasie do miski ładujemy wszystkie składniki na omlet (poza parmezanem) i mieszamy robotem. Oczywiscie można klasycznie białka ubić osobno, aby omlet był bardziej puszysty, w tym przypadku jednak, cchciałam aby wyszedł dość cienki. Gotową miksturę wlewamy na patelnię, tak aby pokryła kabanosa i cebulę. Przysmażamy omlet z dwóch stron i na koniec obficie posypujemy parmezanem. Podajemy na ciepło. Smacznego :)

16 lutego 2013

Enchelada - czyli moja wersja meksykańskiego dania

Czy Wam też zdarzają się dni, gdzie absolutlanie wszystko idzie jak po grudzie? Robiłam już to danie milion razy ale dzisiaj co chwilę było coś nie tak. Zresztą nie tylko ja mam dzisiaj ciężki dzień,  Małż dzisiaj od samego rana jest nie w sosie i warczy na mnie co chwilę. Nie zrażona jednak chwilowymi niepowodzeniami, postanowiłam doprowadzić sprawę do szczęśliwego końca. Zdjęcie może nie jest fantastyczne ale niestety nadal nie odzyskałam mojej lustrzanki, więc muszę się posiłkować telefonem komórkowym. Znawca kuchni meksykańskiej, zapewne słusznie, oburzyłby się na mnie, iż nie jest to prawdziwa potrawa meksykańska, ja jednak bardzo ją lubię w takiej wersji.


Składniki:

Naleśniki:
  • 1.5 szklanki mąki kukurydzianej
  • 0.5 szklanki mąki pszennej
  • 1 jajko
  • 1 szklanka mleka
  • 0.5 szklanki wody
  • szczypta soli
  • olej z pestek winogron
Farsz:
  • 0.5 kg mięsa mielonego
  • duża puszka Bonduelle "mieszanka meksykańska"
  • mała puszka Bonduelle "kukurydza z czerwoną fasolą"
  • 2 szalotki
  • 2 ząbki czosnku
  • sól
  • pieprz
  • papryka chili
  • papryka chili jalapeno
  • tarty ser żółty (to już wedle woli)
Dodatki:
  • sos pomidorowy
  • malutki przecier pomidorowy
  • tarty ser żółty (np ementaler)

Sposób wykonania:

Farsz:
Siekamy drobno cebulę oraz czosnek i wrzucamy na rozgrzaną patelnię. Dodajemy do tego mięso mielone i chwilę przysmażamy. Dodajemy obie puszki Bonduelle i wszystko razem dusimy ok 30 minut (aż kukurydza lekko zmięknie). Na koniec dodajemy przecier pomidorowy i wszystkie przyprawy.

Naleśniki:
Wszystkie składniki mieszamy ze sobą. Rozgrzewamy patelnie i wlewamy na nią odrobinę oleju z pestek winogron. Odmierzamy chochelką ciasto i robimy ok 6 naleśników.

Naleśniki nadziewamy farszem zginamy po bokach, zawijamy i układamy w brytfance, wcześniej wysmarowanej olejem. Wszystko polewamy po wierzchu sosem pomidorowym (ja użyłam już gotowego ale oczywiście można też zrobić samemu) i wsadzamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na jakieś 15 minut. Po wyciągnięciu posypujemy wszystko grubą warstwą tartego sera żółtego i wsadzamy do piekarnika na jakieś 5 minut. Po wyciągnięciu trzeba chwilę zaczekać przed nałożeniem, bo takie gorące naleśniki mogą się rozpaść na kawałeczki. Danie to smakuje świetnie również na drugi dzień, odgrzane w piekarniku. Smacznego :)

6 lutego 2013

Tagliatelle z sosem pieczarkowym i szynką szwarcwaldzką

Powrót do pracy zawodowej, po ośmiu miesiącach nieobecności, nie był tak trudny jak myślałam ale też łatwo nie jest. Nagle pojawia się znacznie więcej obowiązków, a tu po pracy i tak trzeba zając się dzieckiem, domem... no i ugotować coś dla Małża. Tak się złożyło, iż w poniedziałek to nie ja rządziłam w naszej kuchni (tak, ślubny też czasami coś upichci), wczoraj jedliśmy na mieście, więc dopiero dzisiaj mogłam pokucharzyć sobie troszkę. Dzisiejsze danie jest jednym z moich ulubionych, szybkie i łatwe do przygotowania, a przepyszne w smaku. Jeśli chodzi o przepis, to całe lata temu oglądałam program "Pascal: po prostu gotuj" i tam ów Pascal robił makaron (ale nie dokładnie taki), z grzybami (ale nie były to pieczarki, tylko jakieś szlachetniejsze) i z szynką (niestety nie zapamiętałam nazwy, więc pewnie też jakaś nietypowa). Tak mi się spodobał ten przepis, iż poleciałam do sklepu,  a tam było tagliatelle, pieczarki i zwykła szynka... uznałam, że jak dla mnie może być. Wyszło całkiem smacznie, ale wiadomo, uznałam, że zawsze można coś poprawić i tak prezentuje wam finalny wynik moich eksperymentów. Na dzień dzisiejszy z daniem Pascala nie ma to już chyba nic wspólnego.


Składniki:

  • makaron tagliatelle (ja używał pełnoziarnistego)
  • 40 dkg pieczarek ( ja akurat wybierałam te drobniejsze)
  • 12 dkg szynki szwarcwaldzkiej
  • 2 szalotki
  • jogurt naturalny (gęsty)
  • ser pleśniowy Lazur błękitny
  • sól
  • pieprz
  • papryka chilli jalapeno
  • zioła dalmatyńskie

Sposób wykonania:

Kroimy cebulę na drobne kawałki i wrzucamy na rozgrzaną patelnię. Pieczarki kroimy na mniejsze kawałki (ja wybierałam te pomniejsze, tak aby rozcinać je na pół lub na ćwiartki). Przysmażamy cebulkę i dorzucamy do niej pieczarki. Przykrywamy patelnię i dusimy grzyby dopóki nie zmiękną i nie zmniejszą swojej objętości (ok 25 minut ale to zależy od wielkości pieczarek). W międzyczasie kroimy szynkę szwarcwaldzką na drobne kawałki i mniej więcej w połowie duszenia dorzucamy na patelnię i znowu ją przykrywamy. Gotujemy wodę na makaron (sugeruję jej nie solić jakoś bardzo ponieważ szynka i ser z natury są dość słone) i dolewamy kropelkę oliwy z oliwek aby makaron nam się nie kleił. Kiedy pieczarki z szynką się już podduszą dodajemy cały jogurt, sół, pieprz, odrobinę papryki jalapeno oraz sporą garść ziół dalmatyńskich (mniej więcej łyżkę stołową). Intensywnie mieszamy i na koniec dodajemy jeszcze połowę sera pleśniowego, czekamy aż się rozpuści i sos zrobi się aksamitny. Wykładamy makaron na talerz, dodajemy sos, kruszymy jeszcze odrobinę Lazura i zajadamy. Smacznego :D

2 lutego 2013

Naleśniki z serkiem waniliowym, polane miodem i posypane prażonymi migdałami


Szczerze powiedziawszy średnio przepadam za ciepłymi daniami na słodko. Pierogi jak już jem, to ruskie, z mięsem, z kapustą i grzybami, słowem każde, bylebym mogła dodać do nich pieprz i sól. Z tego powodu warianty z owocami i słodkim serem są dla mnie nie do przyjęcia. Niestety nie jestem też fanką knedli z owocami, mimo iż w dzieciństwie trochę się ich najadłam, ponieważ moja babcia robiła nam je pasjami. Wyjątek od tego wszystkiego stanowią słodkie naleśniki, które co prawda jem nie za często ale za to ogromnym smakiem. Małż oczywiście stwierdził, że on nie lubi słodkiego sera, żeby mu odłożyć część nadzienia i on zje takie. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie znalazła sposobu, który zmusi go do zjedzenia dania dokładnie tak, jak je przygotowałam. No i oczywiście okazało się, że naleśniki na słodko też mogą mu smakować i to nawet do tego stopnia, że poprosił o dokładkę...

Składniki:

Naleśniki:

  • 1 jajko
  • 2 szklanki mąki
  • 1 szklanka mleka
  • 1 szklanka wody
  • 1 kopiata łyżeczka cukru pudru
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  • szczypta soli
Serek waniliowy
  • 300g twarożku z Krakowskiego Kredensu (oczywiście może być jakiś inny twarożek)
  • mały jogurt naturalny (gęsty)
  • rodzynki
  • 2 łyżeczki cukru pudru
  • cukier z prawdziwą wanilią (ewentualnie cukier wanilinowy)
Dodatki:
  • miód
  • płatki migdałów

Sposób wykonania:

Wszystkie składniki na naleśniki wrzucamy do miski i mieszamy mikserem. Ciasto powinno wyjść niezbyt gęste ale też nie bardzo rzadkie, więc jak coś się nie zgadza w konsystencji, zawsze można dodać jeszcze odrobinę mąki lub mleka. Rozgrzewamy patelnię i smażymy ok 10 naleśników. Wrzucamy twarożek do miseczki, dodajemy do tego ok pół kubeczka jogurtu naturalnego (jeśli ser jest suchy, to trzeba dodać więcej), rodzynki, cukier puder i cukier z prawdziwą wanilią. Wszystko dokładnie mieszamy łyżką, aż do uzyskania aksamitnego, łatwego do rozsmarowania, słodkiego serka. Z cukrem w serze trzeba uważać, ponieważ na wierzch naleśnika jeszcze polejemy miód, więc wszystko razem może być bardzo słodkie. Płatki migdałów prażymy na patelence, trzymając je na małym ogniu. Gotowe naleśniki smarujemy serkiem waniliowym, składamy w trójkąciki i układamy na talerzu, polewamy odrobiną miodu i posypujemy prażonymi migdałami. Istnieje jeszcze druga opcja, gotowe, wysmarowane serem naleśniki można włożyć do brytfanki, wsadzić do piekarnika rozgrzanego do 170 stopni i zapiekać przez 5 minut, tak aby nadzienie również się podgrzało, dopiero po wyciągnięciu polać miodem i posypać migdałami.
Jeśli komuś zostanie kilka niezjedzonych naleśników, warto je schować do lodówki, a na drugi dzień odgrzać je sobie na patelni z masełkiem. Coś pysznego :)