1 marca 2013

Stek z polędwicy wołowej w ziołach

Oj w wersji roboczej, przepis ten wisi mi już na blogu jakieś cztery dni. Po prostu nie wyrabiam, jak już wrócę z pracy do domu, to czuję wewnętrzny wstręt do komputera i resztę dnia wolę poświęcić Latorośli i Małżowi. No ale po kolei... czyli jak to z tymi stekami było. Próbując spełnić małżowe życzenie mięsnego obiadu, pomyślałam, że stek to taki solidny kawał mięcha. I tu się zaczęło... że nie, że On nie lubi steków, że w sumie to nigdy nie jadł, a skoro nie jadł, to na pewno nie lubi i to mu nie będzie smakować. Zawsze, ale to zawsze ten schemat się powtarza, kiedy forsuje danie, którego wcześniej nie robiłam lub robiłam, ale Małż nie miał okazji spróbować. Początkowo mu się upiekło, bo koniec końców nie poszłam do sklepu i zrobiłam Paciaje z tego co miałam w lodówce (patrz wpis poprzedni). Znacie zapewne przysłowie "co się odwlecze... to nie uciecze", tak więc w przekorze swej natury, dnia następnego zakupiłam niezbędne produkty i przystąpiłam do działania. Było tak jak zawsze, Małż pokręcił nosem, spróbował i stwierdził, że jednak warto było i jak dla niego możemy steki jeść znacznie częściej.

Odnośnie zdjęcia, to mam wielką nadzieję, iż jest to moje ostatnie dzieło fotografii komórkowej i niebawem odzyskam moje stare dobre pstrykadło. Tym czasem jednak w drugim planie skrywa się Woody, jeden z naszych dwóch kociaków... straszna przechera, leń i fajtłapa (jest on całkowitym zaprzeczeniem definicji kociej gracji i zwinności), niewątpliwie jednak nadał zdjęciu niepowtarzalny urok :)

Składniki:

  • 3 kawałki polędwicy wołowej, grubości ok 2,5 cm
  • olej z pestek winogron (ok 1/4 szklanki)
  • zioła dalmatyńskie
  • sól
  • pieprz
  • masło

Sposób wykonania:

Do miseczki wlewamy olej z pestek winogron (ewentualnie oliwę z oliwek, ale ja za nią po prostu nie przepadam), dodajemy do niej zioła i pieprz (w planach był jeszcze czosnek, ale niestety zapomniałam go zakupić, więc przy następnej okazji przetestuję i dopiszę w ps'ie czy był to dobry pomysł) i wszystko energicznie mieszamy. Umyte kawałki mięsa solimy i dokładnie obtaczamy w przygotowanej wcześniej marynacie, chowamy do pudełka i wstawiamy do lodówki na minimum 30 minut (wiadomo, że im dłużej tym lepiej). Rozgrzewamy na patelni masło i wrzucamy steki (powinny one pokrywać całą powierzchnię patelni, tak aby masło nie miało szansy się przypalić) i smażymy kawałki mięsa po 3 minuty z każdej strony. Taki czas smażenia daje nam piękne, średnio wysmażone steki, twarde na wierzchu ale różowe i miękkie w środku. Jeśli ktoś woli bardzo wysmażone lub krwiste, to czas smażenie należy wydłużyć bądź skrócić o 1 minutę. Do steków podałam ziemniaki z wody oraz sałatkę meksykańską. Smacznego :)




1 komentarz:

  1. Na potwierdzenie, iż Małżowi smakowało... dostałam dzisiaj zamówienie od niego na steki na obiad :D

    OdpowiedzUsuń